17 - 22 sierpnia 2010 r


ZAKOPANE
z namiotem przy Skibówki 2a


                        Do Zakopca dotarliśmy po całej nocy jazdy pociągiem z Białegostoku. Wystartowaliśmy bez zaplanowanego miejsca pobytu, ale już po opuszczeniu dwora PKP w Zakopanem spadł na nas stos ofert pól namiotowych do wyboru. Panowie reklamujący noclegi w Stolicy Tatr polują na klientów na każdym kroku. Zachęcają różnymi sposobami - nas, właściciel pola przy ul. Skibówki 2a zabrał na miejsce za darmo własnym samochodem.
Wybór okazał się świetny - przyjemna działka do rozbicia, do dyspozycji ognisko, 2 prysznice na użytek gości i kuchnia, do której można się nawet przenieść z namiotu w zimniejszą noc (o ile wcześniej ktoś inny nie upatrzył już sobie tego przytulnego miejsca do spania). Atmosfera studencka, niewygórowane ceny, a przy tym idealne usytuowanie do wypadów w góry ( ze Skibówki wszędzie blisko).
                Jadąc na południe Polski w tym czasie ryzykowaliśmy wpakowanie się w deszczową i wietrzną pogodę, która tuż przed nami wypędziła wielu namiotowych turystów spod Tatr. Nas zła prognoza oszczędziła.
Udało się powspinać na: Gubałówkę, Kasprowy Wierch oraz Giewont i zwiedzić fragment Doliny Kościeliska.
Picture
1. Gubałówka zadeptana przez turystów nie ma zbyt wiele uroku, chociaż wdrapanie się na nią, aby popatrzeć na szczyty Tatr stanowi dobry wstęp do pójścia w "prawdziwe góry". Na jej grzbiecie trwa bezustanny zamęt - rodzaj pamiątkowego bazaru. Ludzi tam, jak mrówek, wiele hałasu i wiele zamieszania przy zakupowej tandecie, na której sprzedawcy zbijają kokosy. Trudno nawet znaleźć miejsce do zrobienia zdjęcia, tak aby nie pojawiła się na nim cudza głowa, noga, baner reklamowy lub kawałek stoiska z gadżetami.  Wchodzenie i schodzenie laskiem na mniej uczęszczanym zboczu tej górki było chyba najprzyjemniejszym elementem całego spaceru. Natomiast jedzenia pizzy w restauracji na Gubałówce nie polecamy - nie był to najlepszy pomysł.
2. Wejście na Kasprowy Wierch to nasza pierwsza konkretna wyprawa w góry. Przy nierozciągniętych mięśniach i niewyregulowanym jeszcze oddechu szło się dość mozolnie, ale z krótkimi postojami daliśmy radę. Ciekawy był finish - strome kamienne stopnie i fragmenty do wspinania z łańcuchami. Dotarcie na szczyt dało wiele satysfakcji. Góra ma wysokość 1987 m n.m.p.
Picture
Picture
3. Wysokogórskie Obserwatorium Meteorologiczne Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej to najwyżej położony budynek w Polsce. (Pierwszy obiekt wybudowany został tu w 1938 roku).
Gdy rozglądaliśmy się dookoła pochłaniając piękny krajobraz, nagle zrobiło się mgliście, chłodno i pochmurno. Deszcz wisiał w powietrzu, więc zdecydowaliśmy się na zjazd z Kasprowego kolejką linową.
4. Po Dolinie Kościeliska chodziliśmy z szeroko otwartymi oczami. Płynący potok, przejścia między skałami, jaskinie i oświetlone zbocza były niezwykle urokliwe. Na początku trasy można się nieco zniechęcić rzeszą turystów zmierzającą przed siebie w jednym kierunku i powracającą ze szlaków, ale po pewnym czasie okazuje się, że wariantów zwiedzania jest tak dużo, że ludzie rozchodzą się po rozmaitych ścieżkach.
(WIKIPEDIA: "Dolina Kościeliska tworzy długi i głęboki wąwóz skalny, ściany którego w trzech miejscach zwanych bramami zbliżają się blisko do siebie. Są to: Niżnia (Brama Kantaka), Pośrednia (Brama Kraszewskiego) i Wyżnia Kościeliska Brama (Brama Raptawicka).Południowa część doliny zbudowana jest ze skał krystalicznych. Wybitny wpływ na rzeźbę terenu wywarł tutaj lodowiec, zalegający niegdyś aż do wylotu Doliny Smytniej. Część środkowa i dolna zbudowana jest ze skał osadowych, głównie podatnych na wietrzenie wapieni. W ich kształtowaniu główny udział miał płynący dnem doliny Kościeliski Potok oraz płynące szczelinami we wnętrzu skał wody podziemne. Efektem ich działalności są skały o fantastycznych kształtach, strome ściany i liczne jaskinie.")
Picture
Picture
5. Kolejnym naszym celem był Giewont - masyw górski o wysokości 1895 m n.m.p. Krajobrazy w trakcie wspinaczki powalające. Ilość przestrzeni zaskakuje za każdym kolejnym zakrętem, który odsłania nowy widok. Wyżej, kiedy kończy się poszycie leśne, zachwycają kamieniste i skalne grzbiety porośnięte krzewiastą roślinnością. O ile na niższych wysokościach szlaku turystów spotykaliśmy stosunkowo niewielu, u stóp krzyża, gdzie łączą się wszystkie ścieżki, ciągnęła się co najmniej 2 godzinna kolejka. Nie było sensu się w nią pakować i psuć nerwy, więc postanowiliśmy znaleźć sobie ustronne miejsce na zboczu góry, z którego równie dobrze można się było rozejrzeć po okolicy.
6. Nosal (1205 m n.p.m.) zdobywaliśmy w trakcie naszego kilkudniowego pobytu, jako ostatni. Nie starczyło czasu na wyższy szczyt, więc na zakończenie wypadu to był prawdziwy chillout. Zgodnie stwierdziliśmy, że takie podejście przy następnej okazji będzie najlepsze na rozgrzewkę przed większymi wyzwaniami.
Plusem krótkiego włażenia była możliwość dokładnego przyjrzenia się ciekawemu ukształtowaniu skał, zrobienia zdjęć i okazja do pikniku na skraju urwiska. Zorganizowaliśmy tam sobie dłuższy obiadowy biwak. Żal było wracać na pole namiotowe i pakować bagaże w tak bajecznie słoneczną pogodę, ale wieczorem czekał nas powrót do domu...
Tylko którego? Białystok? Łódź?
To już była kwestia spontanicznego wyboru. Pociąg do Łodzi Kaliskiej zwiał nam sprzed nosa, pojechaliśmy zatem razem do Białegostoku, a następnego dnia ja wracałam już sama w swoje łódzkie strony. Kiedyś na pewno powspinamy się o wiele więcej!
Picture